Witajcie! Dzisiaj Tłusty Czwartek. Wszędzie zasypują nas zdjęciami faworków i pięknych kolorowych, lukrowanych pączków. Ciężko dokopać się do ważnych informacji, bo wszędzie pączki i pączki. Ja zjadłam tylko jednego rano, ale był taki duży i tak dobrze polukrowany, że do tej pory nie mam ochoty na następnego. Ponoć jedzenie pączków w dzisiejszym dniu zapewnia szczęście, więc zjedzcie w razie czego chociaż jednego... :)
***
Ale wracając do notki... Luty jeszcze się nie skończył, ale ja już wiem jakie kosmetyki zasłużyły sobie na miano ulubieńców ostatnich tygodni. Znalazłoby się tego oczywiście więcej, jednak jak co miesiąc staram się ograniczyć do kilku perełek, które wcześniej w ulubieńcach nie miały swojego miejsca.
Zacznę może od kosmetyków z kategorii pielęgnacji ciała. Waniliowe masełko z Joanny już znacie, bo nie tak dawno recenzowałam je na blogu. Już wtedy pisałam Wam, że jestem z niego bardzo zadowolona. Przede wszystkim urzekło mnie swoim pięknym zapachem, ale także zaskoczyło działaniem. Puszysta konsystencja świetnie się rozsmarowuje i szybko wchłania, a skóra jest gładka i nawilżona. Jak pokazały komentarze pod notką z recenzją kilka z Was także je zna i bardzo lubi ten produkt oraz wersję truskawkową, którą z pewnością wypróbuję w przyszłości.
Drugim kosmetykiem, którego z przyjemnością używałam i używam nadal jest diamentowy peeling z Eveline. Kiedyś w takiej samej tubce miałam peeling złoty również z Eveline, a teraz przyszedł czas na diamenty. Szczerze mówiąc nie widzę żadnej różnicy między tymi obiema wersjami. Peeling w składzie nie zawiera parafiny, więc nie musimy się martwić o tłustą powłokę po masażu. Czy pomaga w walce z cellulitem, tego nie wiem, bo nie mam póki co takich problemów, ale z działania wygładzającego i złuszczającego peelingu jestem bardzo zadowolona.
Kolejni ulubieńcy to coś do paznokci i coś do ust. Kolekcja Snow Dust z Lovely chyba jest znana każdej blogerce kosmetycznej. To edycja limitowana jeszcze z grudnia 2013 roku, już coraz trudniej dostępna. Po długich poszukiwaniach udało mi się w końcu kupić złoty piaskowy lakier i już od pierwszego pomalowania paznokci się w nim zakochałam. Nie lubię go tylko zmywać, ale coś za coś... Ładnie wygląda solo na paznokciach albo w połączeniu z jakimiś innymi kolorami. Pokazywałam go tutaj. Ostatnio do mojej kolekcji dołączył jeszcze nr 2, czyli biały piasek z tej samej limitki.
Pomadka L'oreal Rouge Caresse w odcieniu Flirty Violet. To delikatny róż wpadający w liliowy fiolet, w sztyfcie wygląda na mocny i konkretny, ale na ustach daje efekt półtransparentny, coś jak balsam koloryzujący. Idealna na dzień ale i na wieczór, bo nadaje ustom piękny blask. Kiedy mam ją na ustach nie muszę się martwić o suche skórki.
Ciekawa jestem Waszych ulubieńców lutego? :)
- 27.2.14
- 69 Komentarze